fbpx

Chodzi o to, by trafić ze swoją interesującą wiadomością do poczytnego komentatora branżowego, który przekaże ją dalej.

Nic rewolucyjnego? Ano, nie. Cel ten jest taki sam jak kiedyś. W komunikacji marketingowej (czy też public relations) od zawsze chodziło o to, by skorzystać z zasięgu, jaki dawało medium masowe. Dotrzeć do dziesiątek i setek tysięcy potencjalnych klientów ze swoją ofertą: wyróżniającą, unikalną, nie do odrzucenia.

Firmy wykupywały powierzchnię lub czas reklamowy za ciężkie dolary, funty, jeny, aby na kilkanaście sekund przerwać widzom oglądanie ulubionego serialu albo wcisnąć się między kolejne strony ciekawego artykułu w magazynie.

Cel został ten sam, ale zmienił się sposób jego osiągnięcia. W social mediach nie musisz wydawać z góry tysięcy, żeby ktoś opublikował twój wpis czy tweet. Tzn. możesz wydać: niektórzy raperzy zza Oceanu życzą sobie zawrotne kwoty za pojedynczy tweet z nazwą produktu. Ale generalnie chodzi o to, aby twój content został zauważony, doceniony i podany dalej wyłącznie na podstawie zawartości: merytorycznej i rozrywkowej. Większość blogerów i fejsbukowiczów dba równie mocno o content udostępniany, co o content własny. Rozumieją oni rzecz oczywistą:

chała jest zaraźliwa.

Tak więc jeśli klient wciąż nie prowadzi profilu na FB (lub na innym portalu), albo prowadzi – lecz jego treści nie są udostępniane lub lajkowane przez innych, to nie ma co szafować argumentami o zwiększonej sprzedaży, o widzialności wśród potencjalnych klientów, ani o nadążaniu za nowoczesnymi trendami. Trzeba powiedzieć wprost: jeśli chcesz w sposób trwały zdobyć wielu fanów i klientów, nie możesz polegać na przestarzałej reklamie masowej, która działa krótko/punktowo. Social działa w długim okresie, bo długi okres jest potrzebny, żeby przejść przez proces docierania do kuratorów treści.

Proces ten przebiega następująco:

  1. Znajdź kuratorów treści, tzn. strażników bram do tysięcy czytelników i potencjalnych klientów.
  2. Stwórz profil contentu zamieszczanego na tych profilach.
  3. Twórz wysokiej jakości content (rozrywka + edukacja, ewentualnie wiral), zbliżając się do profilów contentu stworzonych wcześniej.

W pewnym momencie trafisz z takim materiałem, który zostanie udostępniony. Będzie to dowód słuszności dotychczasowych działań oraz czytelny plan na przyszłość: kontynuować ad infinitum.

Tak przebiega proces w teorii. W praktyce lepiej zacząć od tworzenia contentu, po prostu. Nie tylko w praktyce nauczysz się, co to znaczy wysoka jakość dla czytelników twojej branży, ale też znajdziesz kuratorów treści z faktycznym przełożeniem na dużą grupę odbiorców.

Gdzie w tym procesie czyhają pułapki? Na czym wykładają się firmy? Praktycznie na wszystkim:

Od strony założeń: nie celują w strażników treści, lecz tworzą treści dla „czytelników”. Nawet tworzenie person czytelników nie pomaga, ponieważ czytelnicy zwykle nie są w stanie pociągnąć contentu bardzo daleko.

Od strony praktycznej: firmy nie przykładają się do contentu. Nie tworzą go zgodnie z zasadami (wirale, pomoc, rozrywka, ciekawostka), ale traktują jako kolejny kanał komunikacji standardowych treści public relations czy marketingowych, pojawiających się w innych mediach (włącznie z internetem poza socialem).

Ok, troszkę naciągnąłem. Istnieje jeszcze drugi powód. Jest on równie ważny, ale nie pasuje on wszystkim firmom: jedynie niektórym. Brzmi on tak: zostać poczytnym komentatorem branżowym.

Droga do tego celu jest jeszcze trudniejsza i dłuższa niż droga do celu poprzedniego, ponieważ wymaga jeszcze większego nacisku na jakość przygotowywanych i publikowanych materiałów i jeszcze dłuższego czasu czekania na efekty. Tym niemniej, ogólne koszty i tak pozostają niższe niż produkcja i emisja 30-sekundowej reklamy telewizyjnej.

Wiele firm tworzy własne huby mediowe (media typu owned), ale samo posiadanie centrum mediowego nie oznacza bycia poczytnym komentatorem. Sama publikacja treści nie wystarczy: trzeba jeszcze zostać liderem.

 

Ostatnie wpisy: